Nie okłamujmy się, bez napastnika Wisła Kraków spadnie z Ekstraklasy
Wisła Kraków może jeszcze utrzymać się w Ekstraklasie. Bez napastnika jednak tego nie dokona, kto myśli inaczej okłamuje sam siebie.
Przed meczem z Olimpią Grudziądz rozmawialiśmy z Krzysztofem Mrówką z Interii, który kibicem Wisły Kraków jest 50 lat. Potrafi jednak spojrzeć na drużynę obiektywnie i przed meczem powiedział nam, że obawia się przegranej w tym spotkaniu. Takie trzeźwe spojrzenie na sprawę potrzebne jest też władzom krakowskiego klubu. Dziś nie jest potrzebna wiara, bo ona nic nam nie da, ani proces, bo na niego nie ma już czasu. Dziś potrzebne są nam szybkie decyzje, a następnie konsekwencja w realizowaniu celów.
Pierwsza i najważniejsza sprawa dotyczy napastnika. Wisła Kraków musi jak najszybciej sprowadzić jeszcze jednego piłkarza – właśnie napastnika. Nie chcemy pisać źle o tym co już się stało, ale brutalna prawda wygląda tak: Wisła Kraków nie ma w swoich szeregach napastnika, jeśli za napastnika uznamy piłkarza, który strzela bramkę choćby raz na trzy mecze. Koniec kropka. Bez piłkarza umiejącego strzelać bramki i to nie jedną na 10 meczów, tylko takiego, co w tych pozostałych 11 spotkaniach strzeli co najmniej pięć goli Wisła Kraków wyląduje w I lidze. Ktoś może powiedzieć: po co teraz sprowadzać zawodnika bez kontraktu, któremu trzeba będzie na dodatek sporo zapłacić (bo tylko taki zawodnik umie strzelać bramki). Odpowiedź brzmi tak: Wisła Kraków nie utrzyma się bez napastnika. Alternatywa jest więc taka: zaryzykować i sprowadzić napastnika, z którym być może i tak spadniemy lub nie ryzykować, ale wtedy spadek jest pewny.
Druga i nie mniej ważna sprawa dotyczy komponowania składu Wisły Kraków. Po meczu z Olimpią Grudziądz trener Jerzy Brzęczek powiedział tak: – Patrząc na to, jak w niektórych momentach się zaprezentowaliśmy, to są w naszych szeregach zawodnicy, którzy muszą zrozumieć, w jakim klubie grają, co muszą mu dawać i w jakiej jesteśmy sytuacji.
Panie trenerze rozumiemy, że był pan wzburzony, bo też byliśmy, ale Pana wypowiedź to kolejne zaklinanie rzeczywistości. Naszym piłkarzom nie brakuje zrozumienia w jakim klubie grają. Nie brakuje im też zaangażowania, ambicji, ani tak zwanej sportowej złości. Brakuje im jedynie umiejętności i – wiele na to wskazuje – odpowiedniego przygotowania fizycznego. Jeśli drużyna ma posiadanie piłki na poziomie 67 procent, a mimo to pod koniec meczu wygląda fizycznie zacznie gorzej od przeciwnika (który więcej biegał za piłką) coś poszło nie tak.
Na przygotowaniu fizycznym zna się Leszek Dyja, więc niech o nie zadba jak najszybciej, jeśli chodzi natomiast o umiejętności, Wisła Kraków w tych pozostałych 11 meczach musi KONSEKWENTNIE wystawiać – brzmi to banalnie – najlepszych piłkarzy jakich ma. Tylko bowiem w miarę stabilny skład może spowodować, że z Ekstraklasy nie spadniemy.
Nie wiem czy jest choć jeden kibic Wisły Kraków, który uważa, że w obecnej formie Maciej Sadlok zasługuje na miejsce w pierwszym składzie. A mimo to najpierw Adrián Guľa, a teraz Jerzy Brzęczek desygnują go do gry. Podobnie ma się sytuacja z Janem Klimentem, Mateuszem Młyńskim, Matějem Hanouskiem, Zdenkiem Ondráškiem, Nikolą Kuveljiciem a szczególnie z Michalem Škvarką. Wyznaczenie tego ostatniego do strzelania karnego jest dla nas wydarzeniem zupełnie niezrozumiałym. Powtórzmy to jeszcze raz – tym piłkarzom nie brakuje ambicji. Brakuje im umiejętności. Kto mówi inaczej zakłamuje rzeczywistość. Nie twierdzimy, że Ci piłkarze nigdy i nigdzie nie zagrają dobrze. W obecnej formie jednak bardziej szkodzą niż pomagają Wiśle Kraków.
Osobną sprawą jest Piotr Starzyński. Młody Wiślak ma talent, ma charakter, ma ambicję, ma umiejętności, niestety nie ma fizyczności. I tutaj także jest zadanie trenerów. Z jednej strony trzeba Piotra Starzyńskiego wzmocnić fizycznie, a z drugiej nauczyć go boiskowego cwaniactwa. Może powinien dostać do oglądania pliki z wyczynami Filippo Inzaghiego, który jak tylko został muśnięty przez przeciwnika to tak krzyczał, że każdy sędzia dawał wolnego.
W tej chwili Wisła Kraków ma kilku piłkarzy, którzy powinni grać od początku wszystkie mecze. Są to Mikołaj Biegański, Joseph Colley, Michal Frydrych (tak wiemy, że to jego przeskoczył Tomáš Pekhart) Enis Fazlagić (owszem spodziewaliśmy się więcej), Marko Poletanović, Luis Fernández, Dor Hugi, Momo Cissé, Elvis Manu (mamy nadzieję – i – zaznaczmy – traktujemy go jako skrzydłowego).
Te powyższą dziewiątkę należy uzupełnić i w razie potrzeby zamienić na któregoś z pozostałych zawodników (Sebastian Ring, Dawid Szot, Konrad Gruszkowski, Stefan Savić, Gieorgij Żukow), ale trener musi jak najmniej rotować składem, bo od czasów Adriána Guľi Wisła Kraków nie zagrała dwóch meczów w takim samym zestawieniu. Naprawdę do tego żeby drużyna zaczęła grać inaczej/lepiej potrzebna jest stabilizacja.
Jeśli do tego powyższego dojdzie jeszcze bramkostrzelny napastnik Wisła Kraków będzie miała pewne szanse na utrzymanie się. W przeciwnym wypadku w przyszłym sezonie zagramy z Puszczą Niepołomice i Skrą Częstochowa (co raczej dla Mikołaja Biegańskiego nie będzie takie wesołe).
Poniżej notowania LVBET, STS oraz Fuksiarza, z których jasno wynika, że Wisła Kraków się nie utrzyma. Powtórzmy więc na koniec jeszcze raz: Wisła Kraków spadnie z Ekstraklasy bez napastnika. I nie chodzi nam o takiego napastnika jak Felicio Brown Forbes, na którego dwa razy bezskutecznie chcieliśmy nabrać Chińczyków. Dwa razy się nie udało, więc trener Jerzy Brzęczek… zabronił mu transferu. Teoretycznie mamy więc trzech napastników, ale praktycznie żadnego.
Wybaczcie nam to, że w dużej mierze powtarzamy tezy z tekstu „Żeby się utrzymać Wisła Kraków potrzebuje napastnika”, ale niewiele się od tamtego czasu zmieniło.